Każdy napotkany Rumun powie wam, że to w ich kraju żyje połowa populacji niedźwiedzi brunatnych z Europy, można się na nie natknąć wielce często, i to nawet w miastach. Ściema. Ślada nie ma po misiach. Chodziliśmy po górach, lasach i miastach – misiów nie ma. Tak więc, jeśli koniecznie chcecie te stworzenia zobaczyć to nieopodal Brasova jest sanktuarium misiów Zarnesti. Nawet Yogi tam trafił.
Wszystkie misie, i 1 wilk, są odratowane z cyrków i knajp, znaczy się z klatek. Utworzono dla nich to miejsce, i przywrócono im wolność. Cel szczytny, ale nikt niedźwiedzi o zdanie nie pytał. Czy się cieszą z tej nowo odzyskanej wolności to cieżko powiedzieć. Głównie kręcą się wzdłuż siatki, czekają na jedzenie, i zdają się być takie lekko przymulone, w przerwach między posiłkami. A może część z nich by wolała nadal w cyrku występować? Yogi na 100% by wolał do filmów Hanna-Barbera powrócić.
Jedziemy dalej. Jesteśmy wszak w Transylwani, nie przyjechaliśmy tu tylko dla niedźwiedzi. Jak Transylwania to i Drakula. Jak Drakula to i zamek Bran, gdzie podobno, ktoś słyszał, że, być może, ktoś widział, jak Vlad Palownik przejeżdzał i splunął, a jego koń zostawił nawet coś po sobie. Lep na turystów działa, choć Bran, tak naprawdę, nic wspólnego z Vladem nie ma, bo on sobie palował (głównie Turków) w Wallachi (Wołoszczyźnie), czyli za górami, na polach w okolicach Bukaresztu. Przymykając oko na te historie – zameczek sympatyczny.
Niedaleko pada zamek od zameczku. Kolejny ładny to Rostov, choć mniej promowany, i bardziej w ruinie, ale za to widoki ma lepsze.
Widok na miasto i pola. A potem na miasto i góry.
Zameczki, jak i miasteczka, pobudowali sobie Saksończycy. Podobno siedem grodów założyli, to i u nas nazywało się tą krainę Siedmiogród. Króla nawet mieliśmy importowanego od nich. Powszechniej znana jest ta kraina jako Transylwania. Wracając do miasteczek: najbardziej turystyczne i stanowiące bazę wypadową do tych opisanych powyżej miejsc, to Brasov.
Brasov ma piękny napis ‘Brasov’ na wzgórzu. A’la Hollywood, tylko na mniejszą skalę. Kiedyś mieli napis ‘Stalin’, ale, zdaje się, wyszedł z mody.
Na wzgórze z napisem można wleź, albo wjechać kolejką. My postanowliśmy się tam wczłapać. W 30stopniowym upale. Odradzamy.
Zameczki są sympatyczne, to i miasteczka też takie muszą być. Saksończycy ładnie się tu pobudowali. Solidnie, z ‘niemiecką fantazją’. Oczywiście dzisiaj już ich tu nie ma, krainą zamieszkują Rumuni. Rumuńska fantazja bije na głowę saksońską. Bez dwóch zdań.
Zatem slajdy z Brasov.
Zanim nieszczęśliwa Panna Młoda nas wystrzela po pyskach, uciekamy do kolejnego miasteczka.
Sigishoara – najmniejsze z trzech odwiedzonych przez nas miasteczek. Ze starówką na liście Unesco.
Najbardziej charakterystyczną budowlą są poniższe zabudowane drewniane schody. Na wzgórzu jest kościół, więc schody zbudowano dla 12wiecznego Rydzyka.
Ale nie tylko o te schody się rozchodzi. Sigishoara jest kompaktowym przykładem saksońskiego miasteczka. Warto te 3h poświęcić, żeby obejść starówkę te 8 razy.
Nie myślcie o nas źle – zaglądamy też na cmentarze. Tylko za dnia, żadne tam czarne msze nam po głowie nie chodzą.
Moje ulubione foto z tego miasteczka. Prawda, że ładne?
Z Brasov, można ruszyć z samego rana do Sigishoary. Zwiedzanie na 3godziny, a potem można złapać pociąg do Sibiu. Potem okazuje się, że pociąg jedzie 30km/h i zatrzymuje się w polach. Nie narzekajcie na PKP, tako wam rzeczę.
W końcu docieramy do Sibiu. Na dzwonnicę kościoła.
Gotycki kościół protestancki to miła dla oka odmiana, po prawosławnych świątyniach.
I jeszcze parę zdjęć na dowód, że i w protestantyzmie można z jajem do wiary podchodzić.
W saksońskich miasteczkach chodzi jednak głównie o uliczki i domki. Ruszamy zatem pokręcić się po kolejnej starówce.
Kochamy burze, nie będę ukrywał. Burze odwdzięczają się za naszą miłość takimi oto widokami.
Nasz tour po Transylwaniu dobiega końca. Jedziemy dalej na południe – do Wołoszczyzny, do Bukaresztu.
Jeszcze tylko dwie fotki, ze specjalną dedykacją dla Kasi, która pisała, że bohaterowie wycieczki za rzadko się pojawiają na blogu.
Do zobaczenia w kolejnej stolicy!
Ciekawy ten blog i wiele się dowiedziałam.Zdjęć już nie chwałę bo byłoby to nudne
^_^
Bardzo klimatyczny ten Siedmiogrod, trzeba będzie sie tam kiedyś przejechać 🙂
^_^
Wow! Zawsze chciałam tam pojechać! Świetny wpis :))
muczos gracjas siniorita ;]
Ale mi chęci na Rumunię narobiliście. Śliczne miasteczka.
^_^
Dominik, a co odpowiesz jak ja wpiszę ^_^ ?
~_^
No to wybrnąłeś:). Lubię Was oglądać – powodzenia
A