Droga do Kazbeg-ów: malownicza, piękna i pełna tuneli. Z jednym wielce dziwacznym punktem widokowym, któremu na pewno tęskno za czasami komunistycznej świetności. Znam to uczucie brachu. Sporo już takich socjalistycznych reliktów spotkaliśmy na swojej drodze. Komuno wróć!
Docieramy do Kazbegów. A właściwie Stepantsmidy, bo tak się nazywa miasteczko-bazanoclegowa w Kazbegach. Pierwsze widoki tuż po przyjeździe – wstydliwy Kazbek schowany za chmurami.
Znajdujemy nocleg, jemy posiłek i idziemy na przechadzkę. Góry mają to do siebie, że nawet jak są bez makijażu i w pochmurnym nastroju to pięknie wyglądają.
Wygraliśmy los na loterii. Prawie. Na pewno to nasz szczęśliwy dzień: przejaśnia się.
Przejaśnia, przejaśnia, i po minutach niezliczonych, mamy pocztówkowego Kazbeka!
Większość ludzi dociera tu w jednym z dwóch celów – zdobyć Kazbek, albo podjechać/podejść pod klasztor na wzgórzu. I tyle. Byliśmy rozpieszczani do tej pory, wszędzie w Gruzji były porządne informacje turystyczne i dobrze zorientowani miejscowi. Tutaj trzeba samemu sobie wycieczki organizować, jeśli nie robi się jednej z dwóch powyższych wycieczek. No cóż. Nikt nie powiedział, że będzie lekko. Pokręćmy się zatem sami bez planu po okolicy.
Centarur: półkrowa – półrura.
Z pozdrowieniem dla Dejwa – to my na rowerach!
Nie mogło zabraknąć spaceru pod klasztor.
Dobre zdjęcie wymaga poświeceń. Zwłaszcza jak jest się śpiochem, a chce się popodziwiać Kazbek o poranku. Dobrze, że żyjemy w 21 wieku i mamy budziki. A jak kiedyś, powiedzmy w średniowieczu, sobie z tym radzili?
Minut kilka przebierania nogami, odganiania się od komarów, ustawiania aparatu, i oto kolejny wspaniały obrazek. Płonący o poranku Kazbek.
Kilkanaście kolejnych minut upływa i cały czar pryska. Zaczyna się kolejny dzień. Może w dolinie jeszcze noc, ale na szczycie już dzień pełną gębą.
Wielce fotogeniczna jest ta góra, więc, na pożegnanie, jeszcze jedno zdjęcie Kazbeka. Tym razem o zachodzie Słońca.
Kolejnego dnia, kiedy już przekonaliśmy siebie, że może jednak damy radę wciągnąć nasze cztery litery na szczyt, pogoda wyjaśnia sprawę. Góry z dołu wyglądają równie dobrze, nie? Zabieramy się zatem z Kazbegów. Machamy Kazbekowi na pożegnanie. Może nawet zza chmur odmachał. Kto to wie. Nasza droga prowadzi w stronę Azerbejdżanu, a ostatni przystanek na gruzińskiej ziemi to rejon Kachetia (Kakheti). Rejon, gdzie wina się dużo leje. Pędzimy!
Wspaniałe zdjęcia ! Pięknie to wszystko wygląda a fotograf na piątkę no może szóstkę .Na jednym z nich oglądasz góry a my oglądamy Twoje plecy. Aniu a czy my musimy oglądać Dominika plecy ? Wolałabym widzieć jego twarz …!
Niestety okazało się, że placy wygrały konkurs fotogeniczności u Dominika.
Piękne zdjęcia! 🙂
Muczos gracjas 🙂
Poproszę więcej danych geograficznych, np wysokość Kazbega? W moich czasach chyba o nim nie uczyli?
Wikipedia mówi, że ma 5033,8 mnpm.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kazbek
Brama ze złomu wygląda jak z Fallout’a 🙂
dokładnie tak mi się skojarzyło – z postapokalipsą. 🙂