Nasza Drużyna Pierścienia w drodze do Góry Przeznaczenia przybija do brzegu kolejnej wyspy. Tu nasi wspaniali bohaterowie trafiają do wietrznego miasta, zwanego Wellington.
Wiać wieje faktycznie. Ponoć zawsze tu wieje, bo ma gdzie się wiatr rozpędzić w cieśnienie Cooka. Wellington, jak na tutejsze standardy to metropolia. Jak na światowe to dziura. W dodatku niezbyt atrakcyjna. Z kolonialnych brytyjskich miast do tej pory, chyba tylko Sydney miało jakiś charakter. Pozostałe to zawsze ten sam schemat: trochę wieżowców w centrum, kilometry domkowych przedmieść, zwykle kilka 19wiecznych budynków i poza tym wieje nudą po ulicach.
Proszę bardzo – Wellington z punktu widokowego – czyli potwierdzenie moich słów.
Edinburgh jedyne 11413, London 11685 mil. Kawał Świata nas dzieli od cywilizowanego Świata.
Maorys na Maorysce na Ani. Sztuka Współczesna.
Wielce się ucieszyliśmy na widok tego znaku. 15 minut szukania i rozglądania się po okolicy i musieliśmy się poddać. Znak pozostanie znakiem do nigdy nieodnalezionej przez nas lokacji filmowej LOTRa.
Wellington drogowa wariacja. Sztuka Współczesna numer 2.
Kolejka w Wellington. Wielka atrakcja. Na niejednej kolejce już byłem. Ta dupska nie urywa. Na plus dla niej to, że oszczędza naszym nóżkom wchodzenia na kolejne wzgórze.
Uciekając przez nudą kolonialnych ulic trafiliśmy do parku, więc jeszcze kadry z z parku.
Bycie po drugiej stronie globu odbija się na grawitacji. Powaga. Ludzie muszą się trzymać kogoś, żeby nie odfrunąć w kosmos.
Wellington nie urzeka i poświęcamy mu tylko 1.5 dnia, z czego dobre pół spędzamy w jedynem interesującym miejscu – muzeum Te Papa. Tak się wciągnęliśmy w przechadzkę po nim, że nie mamy żadnej fotki. Uwierzyć musicie na słowo – pozycja obowiązkowa podczas odwiedzania stolicy NZ.
Nie po to tu przyjechaliśmy, żeby po miastach łazić, nie? Bycie Drużyną Pierścienia zobowiązuje. Ruszamy dalej. Jeszcze dalej na północ. Szukająć Góry Przeznaczenia docieramy do Góry Egmont.
Mogłaby być ta góra tą Górą, ale nie jest. Zupełnie nie wiem czemu. Mt Egmont to też wulkan, i też piękny stożek. Wierni fani filmu pewnie wiedzą, my nie wiemy, czemu pan Jackson wybrał górę Tongariro na tą Górę. Zresztą to bez znaczenia, bo szpece od efektów przerobili całe miejsce nie do poznania. My doceniamy piękno góry Egmont i sobie ją objechaliśmy nieomal naokoło, a zarazem pstryknęliśmy kilka fotek, mniej lub bardziej ciekawych.
Skoro ta góra nie jest tą Górą to pędziemy dalej. W następnym odcinku już naprawdę dotrzemy do tej Góry.
Rozwydrzeni jesteście skoro Wam się takie miasto nie podoba.Wygląda pięknie .
Nie każdemu się Radom musi podobać. 😉