Być w Chinach i nie zobaczyć Muru to jakby pojchać do Watykanu i nie spotkać się z Papieżem, nie? Jesteśmy w Beijing, a to właśnie z tego miasta najprościej dotrzeć na Wielki Mur, bo oczywiście pisząc Mur można mieć tylko jeden Mur na myśli. Kilka tysięcy kilometrów cudu architektury. Dostępnych i odrestauronwaych jest tylko kilka krótkich fragmentów. My postanowiliśmy nie iść na łatwiznę, bo nie za bardzo lubimy tłumy turystów, zwłaszcza chińskich, więc wybraliśmy kawałek Muru z pozostałych kilku tysięcy kilometrów. Kawałek nie-turystyczny. Już sam dojazd trzema lokalnymi autobusami, gdzie nikt nie mówi po angielsku, i gdzie brak jakichkolwiek oznaczeń, kierujących człowieka na Mur, to przygoda sama w sobie. Ale udało się! Dotarliśmy! Choć na początek widok mało zachęcający.
Urzędowo ten fragment Muru jest zamknięty dla turystów. Po cichu jednak miejscowy wpuszczają przyjezdnych za drobną opłatą. Sądząc jak wygląda punkt poboru daniny, można by ich wyśmiać i nie płacić, ale to tylko 6 zeta, i może wspomoże miejscową ludność. Płacimy i idziemy na Mur.
Idziemy!
I już na Murze.
Ciężki los musieli mieć wojownicy chińscy patrolujący tutaj dniami i nocami. Pewnie całymi dniami siedzieli w wieżach strażniczych, gdzie ciepło i wiatr nie chula po plecach.
Ciężka dola gwardzistów, ale z drugiej strony cóż za prestiż chronić cywilizowanego Świata przed najazdami barbarzyńców.
Tam niepiśmienne Mongoły, a my tu pismo, papier, fajerwerki, egzaminy na studia już mamy. Nawet takie cuda inżynierii, jak kanały odpływowe na Murze, tak by woda na chińską stronę ściekała.
Dziś Mur najeżdzają tylko rzesze turystów. Całe szczęście, że wybraliśmy ten fragment. Mur pikny, choć paszarpany zębami czasu.
Trzy autobusy drogi powrotnej, godziny w korkach i jesteśmy z powrotem w Beijing. Zwiedzanie zaczniemy od Zakazanego Pałacu, gdzie Mao straszy w wejściu.
Tutaj już nie da się uniknąć turystów. Tzn. pewnie się da, wybrać poza sezonem, jak pada, albo tuż na otwarcie. Nam wypadł jednak środek dnia, w sezonie, i nie padało. Dużo, oj dużo Chińczyków postanowiło skorzystać z dobrej pogody. Nie będę się silił na opisy. Po prostu – Zakazany Pałac AD2016.
Plac Niebiańskiego Spokoju. Kamer więcej niż ludzi, policji więcej niż ludzi, i jeszcze gaśnice od czasu do czasu. Nic dziwnego, bo choć plac na co dzień niebiańsko spokojny, to jednak, od czasu do czasu, lubi się tu podpalić tybetański mnich.
Największe atrakcje stolicy zaliczone, ale do Beijing wrócimy w kolejnej odsłonie. Pokręcimy się po świątyniach, pokręcimy się po ulicach. Będzie fajnie.
Mur robi wrażenie. Nie mieści się w głowie ilu Chińczyków musiało być zatrudnionych przy jego budowie.Jestem przekonana , że niektórym z nich przyszło tam po prostu pozostać .
wydaje mi się, że oni nie byli zatrudnieni, i pewnie większość padła przy budowie Muru.
Dominik na murze – ujęcie 6 – cudowne! 😀
Dziękujemy! ^_^
Ile km murów przeszliście?
nie za dużo, bo Mur poniszczony tam gdzie myśmy po nim łazili. No i musieliśmy złapać 3 autobusy z powrotem do Beijing. Można, jak ktoś się uprze, łazić po nim długo. Można pewnie nawet przejść cały.