Beijing odsłona druga. Ruszamy. Świątynia Konfucjusza. Niby nie święty, niby nie bóg, a świątynie ku jego czci postawili. Niepojęte.
Historia Konfucjusza bawiąc uczy, uczy bawiąc. Albo jej tłumaczenie na angielski. Tak czy owak warto było poczytać. Ulubiony fragment, o tym jak to Konfucjusz tak się zaabsorbował pracą i studiami, że zapomniał jak jest stary i schorowany. Ale i tak umarł.
Świątynia Lamy, czyli tak naprawdę świątynia buddyzmu tybetańskiego. Cokolwiek to znaczy. W przeciwieństwie do świątyni Konfucjusza, która wydaje się kompletnie opuszczona, i odwiedzana tylko przez turystów, tutaj, w świątyni Lamy dzieje się dużo i ludzi dużo. Ale to normalnie w Chinach. Chińczycy zawsze występują w stadach. Jak spotkacie pojedynczego, to lepiej się przeżegnać i uważać, bo coś się 'święci’ na pewno. Zeszliśmy z tematu – świątynia Lamy.
Jeszcze jedna świątynia na naszej liście, choć trafiliśmy jak była zamknięta. Świątynia Niebios, gdzie imperatorowie modlili się o dobre zbiory. Z zewnątrz całkiem ładna, nie?
I ostatnia świątynia – taoistyczna. Nie wiem na czym taoizm polega, ale świątynia prześmieszna, poświęcona bogu Dongyue, zarządcy 76 departamentów i 18 poziomów piekła. Wszystkie te wspaniałe, piekielne departamenty są zobrazowane w niewielkich wnękach z kilkoma figurkami każda, na terenie świątyni. Tutaj mi się podoba. Jak w horrorze klasy B.
Bardziej poważnie jest na dziedzińcu, gdzie mnisi przygotowują jakąś ceremonię.
Kościoły zaliczone. Zbawienie zapewnione. Idziemy na miasto.
Uniwersytet. Należy tu dobudować piętrowy parking na rowery. Taką mam koncepcję.
Przebieranki kocha każda dziewczyna.
Parki to miejsca szczególnie polecane do odwiedzenia w Chinach. W parkach zawsze dużo i ciekawie się dzieje. Kurs malowania na ten przykład.
Współczesne posiedzenie koleżanek na ławeczce w parku.
Między wronami, musisz krakać jak wrony.
Nie mogło zabraknąć hazardu.
Pani w parku ćwiczyła sobie kaligrafię, pisząc wielgachnym pędzlem po bruku. Ładnie to wyglądało. Co pisała? Pewnie nigdy się nie dowiemy. Obstawiam, że coś mądrego co Konfucjusz powiedział. Albo coś z życia Buddy. Albo opisywała 76 depatamentów piekielnych. W ostateczności mogło to być coś z Małej Czerwonej Książeczki.
Dział żywieniowy. Za namową Oli postanowiliśmy dać kolejną szansę chińskiej kuchni. Wybraliśmy się na kaczkę po pekińsku. Całkiem smaczne to było. Choć knajpa ewidentnie 'robiona’ pod białych. Cała klientela kiedy tam byliśmy była obcokrajowcami.
Jedziemy dalej. Taoizm tak nas zafascynował, że w drodze na południe, do Szanghaju, zatrzymamy się przy jednej z 5 świętych taoistycznych gór – Tai, i odbędziemy pielgrzymkę, po tysiącach schodów, na sam szczyt góry, by się pomodlić, i… zjechać kolejką linową na dół. W Chinach teraz płacisz i jedziesz. Tak jest.
Ciekawe i jakże inne jest życie w Chinach. Hazard na ulicach kojarzy mi się z trzema kartami. kubkami na targach gdzie królowali naciągacze. Świątynie przepiękne .