Nasz ostatni przystanek w Chińskiej Demokratycznej Republice Kapitalistyczno-Ludowej. Czy jakoś tak się ta kraina nazywa. Wiecie gdzie jesteśmy, bo śledzicie bloga, prawda? Zatrzymamy się, nie w Szanghaju, bo dużego miasta nie mamy ochoty zwiedziać, lecz pod Szanghajem, w małym, 'wodnych’ miasteczkach Suzhou i Tongli.
Jedną z podstawowych atrakcji miasteczek są stare chińskie rezydencje z ogrodami. Kiedyś to się mieszkało na bogato w Chinach. Tzn. mieszkali, ci co mieli kasę, czyli klasa wyższa. Reszta pewnie w lepiankach, które się nie zachowały.
Drugą atrakcją są kanały wodne, bo nie przypadkiem te miasteczka nazywane są miastami wodnymi. Zaczynamy od spaceru wzdłuż głównego turystycznego kanału miasta Suzhou. Współczesne Chiny się tu plączą pięknie. I mamy chęć dbania o tradycję, o architekturę, przeplataną z chęcią zarobku, wpychającego się kapitalizmu, sklepików, pamiątek i knajpek, a na dokładkę mamy wciąż żyjących tutaj swoją codziennością ludzi. Ciekawa mieszanka.
A teraz będzie Tongli. Jakbym miał wybierać między tymi dwoma miasteczkami to Tongli zdecydowanie wygrywa. Suzhou to praktycznie jedna ulica wzdłuż wodnego kanału. Tutaj mamy już kanałów kilknaście, bardziej malownicze, czy też fotogeniczne, jest spokojniej, pływają łódeczki, i można odnaleźć boczne kanaliki, które, z przymrużeniem oka można powiedzeć oddają ducha tego miejsca, jaki panował dziesiątków, a może setek lat temu.
Przebieranki. Dziewczyny kochają przebieranki, jak Świat długi i szeroki.
Biznes można nawet w okienku rozkręcić.
Połów ślimaków, w jednym z bocznych kanalików. Warto kręcić się uliczkami bez mapy. A zresztą tutaj nie ma map, a google nie działa.
Jedziemy z wpisem!
No i to tyle. Koniec. Mam nadzieję, że się podobało. Przechodzimy do bonusów. Pieski w Chinach.
Kotek w Chinach.
Sklep z grzebieniami.
Dział żywieniowym. Pierożki.
Podpłomyk kapustą faszerowany.
Na ratunek żołądka – gorąca, smaczna chińska zupka.
I teraz już prawdziwy koniec. Koniec wpisu i koniec naszej przygody w Chinach. Ostatnie taksi wiezie nas na lotnisko, a chińska niskobudżetowa linia lotnicza zabiera nas do krainy bliskiej geograficznie, a całkiem odległej. Kolejne wpisy z Kraju Kwitnącej Wiśni.
Ciekawe i jakże inne te Chiny.Cieszcie się, ze Wam było dane…
Cieszymy się. Tzn ja się cieszę, Ania chyba mniej, bo ona za Chinami, delikatnie mówiąc, nie przepada. ^_^