Niecałe 50 km od Kobe znajduje się miasto Himeji. Nawet podmiejskim pociągiem można dojechać. W Japonii nic nie może być trudne. Odwykliśmy po Chinach, Indiach, Innych, od tego, że to tak wszystko może być zorganizowane, takie łatwe. Decydujemy się tylko na krótki przystanek w Himeji. Jedno przedpołudnie poświęcimy wpisanemu na listę UNESCO, tutejszemu 14 wiecznemu zamkowi, który, bez wątpienia, jest największą atrakcją w okolicy. Nietrudno go pominąć, bo już od dworca pcha się łobuz na wszystkie fotki.
Zamek Himeji i piknik artystyczny. Prawie artystyczne zdjęcia.
Zamek obejrzany. Do środka nie wchodzimy, bo podobno nic specjalnego. Jak większość tutejszych budowli, kilka razy zdarzyło mu się spłonąć i być odbudowywanym. W dodatku weekendowe kolejki nas odstraszają. Idziemy za to obejrzeć pobliską świątynię. Kolejną. Kolejna para ślubna Bądzicie z nami. To już prawie koniec – wytrzymacie. 😀
W Japonii można jeździć Shinkansenami, ale jazda ekspresowymi pociągami mocno uderza po kieszeni. Hajs warto oszczędzać, wiadomo. Czasu mamy dużo, skoro zamek tak szybko nam poszedł. Jedziemy dalej lokalnym pociągiem. Oznacza to wolniejszy przejazd, plus przystanki tak na 30 stacjach po drodze, ale co tam. W końcu docieramy do Hiroszimy. Najpierw jednak odwiedzimy Miyajimę, gdzie mamy słynną bramę Tori stojącą w wodzie. Brama jest na wyspie, więc bierzemy prom.
Pogoda nam się trafiła taka nijaka, a i pora dnia niezbyt odpowiednia na super 'wypasione’ foto. Cóż począć. Pochlipiemy sobie pod nosem na promie, ale jakieś fotki musimy wam, wiernym czytelnikom, pokazać.
Nie uwierzycie – jeszcze jedna Para Młoda!
Zdaje się, że dobre Sake pozostaje w Japonii, nadal najpopularniejszym prezentem ślubnym.
Nie ma lekko. Żeby sobie 'strzelić’ fotkę z bramą, trzeba swoje w kolejce wystać. Jakby tego było mało, to jeszcze łodziami i kajakami do bramy podpływają i psują mi krew.
Brama i Turysty.
Brama i My.
Sama Brama.
Sama Brama Oddalona.
Sesja ze słynną Tori bramą zakończona. Wystawiamy sobie 3+ za tą sesję.
Zdaje się, że Japończycy mają jakieś zboczenie z tymi sarnami. Jak i w Narze, tak i tutaj biegają sobie wokół ludzi, licząc na jakieś przekąski, a naszych skośnookich braci to cieszy niezmiernie.
Na koniec ciasteczko z liściem – zdaje się, że wielce znane tutaj. Przynajmniej wśród turystów Japońskich. Smaczne, ale d… nie urywa. Wracamy do Hiroszimy.
Nie udało nam się ładnej studzienki namierzyć, o dziwo. Co nie znaczy, że nie można dobrego zdjęcia ze stopami zrobić.
Muzeum 'bomby A’, muzeum wybuchu, to pozycja obowiązkowa. Opisać się nie da. Łzy na oczy cisną się człowiekowi, gdy ogląda zdjęcia i wystawy z muzeum. Razem z Auschwitz to najbardziej depresyjne miejsca na Ziemi. Cokolwiek amerykańska propaganda by nie mówiła, po wizycie w tym muzeum, mogę wam powiedzieć, że nie ma żadnego usprawiedliwienia dla skur….stwa, którym było zrzucenie bomby atomowej.
Przed muzeum znajduje się Park Pokoju, oraz jedyny ostały się budynek, zwany Kopułą Bomby Atomowej, który pamięta czasy wybuchu.
W drodze powrotej skąś dokąś, zahaczamy jeszcze o zamek. Choć mniejszy od tego z Himeji, czy Osaki, mi się bardziej podobał. Taki ładny, obity drewnem. Drewno zawsze miło się kojarzy. Chciałoby się zamiekszać w takim drewnianym zameczku.
Pieskiem trzeba się cieszyć. Każdy ma swój sposób na wyciąganie radości z pieska. Japończycy głównie przebierając je i fotografując.
Dla was głodozmory, w dzisiejszym odcinku kulinarnym: gołąbki wersja japońska, czyli Kałamarnica faszerowana ryżem. Smacznego!
Plakat z hostelu. Jak widać nasi rodacy wszędzie dotrą, do największej dziury zajrzą.
Teoretycznie Hiroszima to nasz ostatni przystanek w Japonii. Praktycznie jedziemy jeszcze do Fukuoki, skąd mamy samolot, ale pobyt w Fukuoce ograniczymy do przejazdu z dworca, do hotelu, i na lotnisko. W strugach deszczu większość czasu. Taki niefart. Niebo nad Japonią rozpacza, że wyjeżdzamy. Nie płaczcie. Obiecujemy wrócić kiedyś, bo Kraj Kwitnącej Wiśni to jedno z najpiękniejszych, urzekających miejsc na Ziemi. Na razie przyszło nam jednak lecieć dalej. Kolejny cel – Korea. Lecimy.
Beware of tsunami! 😉
Tsunami atakuje nagle, z zaskoczenia! 🙂