Brum brum brum, dojeżdzamy do parku Canyonlands. Pstryk pstryk pstryk, robimy pamiątkowe zdjęcie tablicy.
W cieniu Wielkiego Kanionu, który został wypromowany, i dziś sławny jest na cały Świat, jest wiele, wiele kanionów, które rzeka Kolorado i rzeka Green (i pewnie inne mniejsze rzeczki) wydrążyły sobie w tutejszych skałach, a które pozostają szerzej nieznane. Jak się zaraz przekonacie, mam nadzieję, oglądając nasze wspaniałe fotografie, całkiem niesłusznie, że przeciętny turysta spoza USA, omija Canyonlands.
Park jest olbrzymi, a do niektórych miejsc (tych dróg w dole) można dojechać tylko samochodem z napędem na cztery koła. Najważniejsza część, do której da się dojechać naszym samochodem, nazwana jest pięknie 'Island in the Sky’ (Wyspa na Niebie), i faktycznie bądąc na wyżynie, otoczeni przez kilkuset metrowe kaniony, ma się uczucie przebywania na wyspie.
Mesa Arch – tysiące fotografów każdego roku robi tu charakterystyczne zdjęcie o poranku. My na przekór schematowi, przyjeżdzamy po południu. Zdjęcia też ładne, prawda?
Góy La sal w tle i kaniony po horyzont. Cóź to za miejsce!
Zgodnie z naszą nowo przyjętą zasadą – polujemy na zachody i wschody Słońca. Potem musimy po nocy smażyć kiełbaski nad ogniskiem, albo rano przed świtem, niewyspani jechać na wybrane punkt widokowy. Dobra fotografia wymaga poświęceń. Chociaż napiszcie, że się podoba i nasze wyrzeczenie nie idą na marne! ^_^
Gdzieś tam w oddali, przynajmniej według mapy, łączą się rzeki Kolorado i Green. Kaniony są jednak tak głębokie, że samo wypatrzenie rzeki, zwykle możliwe tylko dzięki odbijanemu światłu, już jest niezłym osiągnięciem.
Tuż obok parku Canyonlands, jest mały stanowy park Dead Horse Point. Właściwie to tylko jeden interesujący punkt widokowy, ale, przyznać trzeba, że nie byle jaki punkt, wielce radujący serce. Radość nawet podwójna, bo udało nam się zerwać nad ranem, i obejrzeć wschód Słońca. Zawijająca się 360 stopni rzeka Kolorado i Dead Horse Point o poranku!
Przed, zamkniętym o tej godzinie, Visitor Centre, spożywamy śniadanie, pakujemy się do auta i znów w drogę. Takie życie podróżnika po USA. Nasz kolejny cel – westernowe Monument Valley.
Przyznam, że zdjęcia piękne nie wspomnę o widokach i krajobrazach. Gdyby nie wiedza z geografii to patrząc na zdjęcia człowiek może myśleć, że świat nie ma końca .
Świat nie ma końca, bo jest (w uproszczeniu) kulą! 😀
Pięknie. Przyroda to jednak jest niesamowita. Żadne miasto się nie umywa – prawdziwa potęga jest w naturze.
^_^