Hurra! Oto wjeżdzamy do Wielkiego Kanionu. Nasz wielki finał pustynnych wojaży po USA. Właściwie to wjeżdżamy na teren parku narodowego o nazwie 'Grand Canyon’, a nie do samego kanionu, co byłoby dość trudne.
Mamy trochę szczęścia, a może uzbieraliśmy dość dobrej karmy. Kto to wie. W każdym razie do parku można wjechać od południa, na tzw. South Rim, najbardziej popularną, turystyczną stronę, oraz od strony północy (North Rim), dużo mniej turystyczną część parku, która otwarta jest tylko 2-3 miesiące w roku. Nasze szczęście, że otwierają ją dokładnie tego dnia, gdy dojeżdzamy do parku. Zaczynamy zatem od północnej strony, która jest ok. 300 metrów wyżej położona niż południowa, a to powoduje, że klimat jest tam chłodniejszy, i drzew więcej. Miło widzieć drzewa.
Drzewa piękne, szyszunie ładne, ale nie oszukujmy się – jesteśmy tu żeby zobaczyć Wielki Kanion. Przed wami widok na wielką dziurę w ziemi od strony północnej.
Północna część jest zdecydowanie mniejsza, więc po jednym dniu pędzimy naszym autem na południową część. Tu już wycieczki zorganizowane, setki osób robiących sobie selfie, wszędzie grupy wrzeszczących Chińczyków. Nic to. Nie jesteśmy tu dla zadawania się z turystami. Jesteśmy tutaj dla Wielkiego Kanionu, nie? Wielki Kanion z południowej strony.
Trzymając się naszych wytycznych odnośnie zachodów i wschodów Słońca, nie mogło zabraknąć dobrego zdjęcia, czy kilku z dobrym światłem. Jedziemy!
Macie dość? Jeszcze wschód Słońca nad Wielkim Kanionem.
I to koniec raportu znad Wielkiej Dziury Wydrążonej Przez Rzekę Colorado. Mam nadzieję, że nasza wyprawa po tej części Świata was nie zmęczyła, swoją pustynno-skalistą monotematycznością. Śpieszymy się coś z tym zrobić. Kolejny wpis z betonowego zoo, zwanego Las Vegas.