100, czy 200 dolarów więcej. W portfelu przeciętenego Amerykanina, to niewielka różnica, więc kto 'normalny’ wybrałby pociąg zamiast samolotu? Dla nas to jednak 100/200 dolarów, więć wybieramy kilkunastogodzinną podróż Amtrakiem. Okazuje się, że pociągami wciąż się podróżuje w Stanach, ale wnioskując po rozmowach, jakie do naszych uszu dochodziły, od naszych współpasażerów, duży odsetek podróżujących to ludzie którym te kilka setek 'zielonych’ też robi różnicę. Opuszczamy Kalifornię, czas na Oregon. Portland nadjeżdżamy!
Widoki z pociągu nad ranem – Góra Shasta, taki tam wulkanik w porannym świetle.
Wagon kawiarniano-obserwacyjny. Fajna sprawa.
Nie lubimy miast amerykańskich, więc nie damy szansy Portland. Nasz cały pobyt ogranicza się do przejazdu z dworca do wypożyczalni aut. Bierzemy kolejny raz z Alamo, auto rozmiaru midsize, ale tym razem szczęścia już tyle nie mamy. W Los Angeles za każdym razem dawano nam Full Size, chyba z racji tego, że Amerykanie takich małych aut nie pożyczają za często i midsize im brakuje w wypożyczalniach. Tutaj, w małej wypożyczalni, gdzie samochodów jest 10 na krzyż, okazuje się, że midsize jest i takiem przyjdzie nam się poruszać. Po Nissanie Altimie, przesiadka w ubogą Sentrę, boleśnie nam uświadamia tą różnicę klas, choć z zewnątrz auta takie podobne.
Ruszamy. Nasz cel to dotarcie do Yellowstone i mniej znanego, mniejszego parku Grand Teton. 800mil, to nie jest lekko pokonać. Przystanek pod górą Hood obowiązkowy!
Wkraczamy do stanu Idaho. Wiecie z czego jest znane Idaho? Z ziemniaków. Tak nam powiedziała miła, pozytywnie zakręcona Pani z kampingu, gdzieś w drodze, na starej farmie, wręczając nam małe plastikowe wpinki w kształcie kartofla z pozłacanym napisem 'Idaho’.
Zachód Słońca przedni na tej farmie!
Pędzimy, pędzimy. Mile tak wolno znikają na znakach drogowych. 800mil z Portland do Grand Teton. Może nie był to najlepszy pomysł pokonywać to autem. Całe szczęście czekają na nas parki narodowe. I tym razem prawdziwie górskie krainy. Góry Skaliste.