Uhuhu, som my w kolejnym parku.
Glacier, czyli Lodowiec, to nazwa parku. 100 lat temu było tu 150 lodowców, ale teraz już tylko 27, a do 2030, jak będą dalej znikać w takim tempie, jak obecnie, to nie ostanie się nawet jeden. Trzeba będzie chyba pomyśleć nad zmianą nazwy. Na całe szczęście góry Skaliste, a zarazem Glacier park, poza widokiem lodowców, oferują dużo więcej. W skrócie: góry, lasy, jeziora. Zobaczycie. Ruszamy na początek do jeziora Avalanche.
Spacer dla ambitnych. Jak ktoś nie ma ochoty przebierać nogami, to właściwie nie musi. Wystarczy wychylić się z auta i już mamy takie widoki.
Wieczorne wyczekiwanie na zachód Słońca nad jeziorem Macdonald. Poznaliśmy Aleksa, fajnego 20letniego amerykanina, który odbywał kilkumiesięczną podróż po USA starym landroverem. Nie może jeszcze pić alkoholu (od 21 w Stanach), ale może jeździć z wielką strzelbą w aucie, która postanowił nam zaprezentować. Wracamy nad jezioro.
Było wieczorne oczekiwanie na Słońce, teraz będzie poranne oczekiwanie. Nie obniżamy poprzeczki. Dla dobrej fotki trzeba się poświęcić. Jezioro St Mary Lake.
Spacer numer 2. W poszukiwaniu lodowca Grinnell. I tu mamy paradoks. Lodowca podobno coraz mniej z każdym rokiem, a nasz szlak częściowo zamknięty z powodu zalegającego śniegu.
Ostatnie odwiedziny. Region zwany Many Glaciers, i jezioro Swiftcurrent o poranku.
Długo na to czekaliśmy, ale nareszcie mamy spotkanie z łosiem. A właściwie łosicą z małym łosiątkiem. Łosie to są mityczne stworzenia. Jak Yeti. Niby można spotkać, a mało komu się udaje.
Kampingowanie. Dorobiliśmy się ceratki na stolik. Już prawie jest jak w domu.
Ruszamy dalej. Przekraczamy 49 równoleżnik na mapie, który zarazem wyznacza tutaj granicę między USA i Kanadą. Maleńkim przejściem granicznym dostajemy się do kolejnego kraju na naszej liście. Trzymamy się obranych celów w postaci gór i parków, kierujemy się do kanadyjskich parków narodowych Banff i Jasper. Nie może być inaczej. Położonych w górach Skalistych.