Zima 2015/2016 dla nas nie istniała. Podczas gdy wy mieliście mroźne, zimowe dni (bądź nie, bo podobno była słaba ta zima w Polszy), my skutecznie w tym czasie uciekaliśmy przed zimnem, aż do Australii, gdzie wtedy panowała pełnia lata. I tak sobie jeździliśmy unikając mrozów, aż tu, niczym klątwa Totenhamona, Zima dopadła nas w Kanadzie. Dopadła nas latem. Śmiało mogę napisać, że to lato w Kanadzie to najgorsza zima, z jaką mieliśmy do czynienia w ostatnich 2 latach. Poniżej jezioro Moraine i takie tam przelotowe, letnie śnieżyce.
Jezioro Louise. Jak zima to i lodowce. Na bogato.
Niedaleko jeziora Louise pozwoliliśmy sobie na przechadzkę do szczytu zwanego Beehive.
Rozkoszujemy się latem w Kanadzie!
Banff przylega do kolejnego parku narodowego, zwanego Jasper, a droga biegnąca przez, i między parkami, to jedna z najładniejszych górskich dróg, jakie kiedykolwiek przyszło nam oglądać.
Nie dość, że ładnie tutaj, to jeszcze można doświadczyć 'bear jam’, czyli korka na drodze, spowodowanego nagłym pojawieniem się niedźwiedzia w zasięgu wzroku, i masowym 'atakiem’ na tegoż misia, wszelkiemi możliwymi aparatami fotograficznymi.
Jedziemy dalej. Jezioro Peyto. Góry Skaliste – we love you.
Jedziemy dalej. Bez zbędnego przynudzania komentarzami.
Park Jasper trochę nas rozczarowuje. Może to dlatego, że jesteśmy już kolejny dzień otoczeni dużymi górami i wymagamy więcej i więcej. Może to dlatego, że jakieś niższe się tutaj zdają. A może to dlatego, że kompletnie się wypogodziło, i straciły cały swój piękny, złowieszczy urok. A może wypadkowa wszystkich tych czynników. Niemniej, żeby uniknąć potencjalnych rozczarowań, każdemu kto wybiera się w te strony, polecamy zwiedzanie tych parków w odwrotnym kierunku, tj. najpierw do parku Jasper, a potem do Banff.
Żegnamy się (chlip chlip) z górami. Jedziemy do Vancouver, kierując się z powrotem do USA, i punktu oddania wypożyczonego auta, czyli Portland. Czas leci i nasze 3tygodniowy termin wypożyczenia zbliża się do końca. Prujmy więc do Vancouver.